czwartek, 28 sierpnia 2014

4.

Meeting the enemy

Opadłam na matę rozłożoną na całej podłodze w jednym z pomieszczeń w piwnicy. Moje treningi były znacznie cięższe niż sądziłam, a sam instruktor okazał się byłym wojskowym, który nie zdawał sobie sprawy z tego, że jestem kobietą, a jedyny wysiłek i trening jaki w życiu miałam był na lekcjach WF-u w szkole.
Craig Davis był wysokim mężczyzną o czarnych włosach i lazurowych oczach. Miał na szyi bliznę, którą jak się pochwalił, tak pochwalił, zdobył w Iraku podczas walki z jednym z żołnierzy wroga. Niekiedy przypominał mi złą wersję Supermena. Czarne włosy układające się w loczki, niebieskie oczy.
- Jeśli nie zaczniesz trenować, to nie poradzisz sobie na zewnątrz. Uwierz mi znam się na tych sprawach - powiedział podkreślając przedostatnie słowo.
O co im wszystkim chodzi z TYMI sprawami?
Podniosłam się z podłogi i stanęłam w pozycji początkowej, tak jak zawsze.
- Musisz zapomnieć o tym co ci podpowiada rozsądek. Zapomnij o wyjściu z napisem ucieczka. Musisz pozwolić by kierował tobą instynkt.
Instynkt? Czy to są jakieś żarty? Oh... Ok.
Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w ciszę. Brzmi to idiotycznie, ale to prawda. Słyszałam cichy oddech Craiga, skrzypiące drzwi. Potem nastąpił atak. Odskoczyłam do tyłu, otwierając od razu oczy. Craig wymierzał już kolejny cios. Zrobiłam tak jak mnie wcześniej uczył. Wykręciłam się do tyłu i stanęłam na rękach, by chwilę później powalić go na ziemię. Siedziałam obok niego i patrzyłam z niedowierzaniem jak leży tam i ledwo oddycha z szeroko otwartymi oczami.
- O to mi chodziło - wysapał i usiadł. - Nie wiedziałem, że tak szybko to wszystko załapiesz, ale zaskoczyłaś mnie i to miło.
Lekko otępiała nie do końca kojarzyłam co się właśnie stało, ale to chyba dobrze, skoro mnie pochwalił. Pokiwałam głową i niezdarnie wstałam z podłogi. Odgarnęłam włosy, które wysunęły się z kucyka i oparłam dłonie o biodra.
- Idź pod ścianę i ułóż się tuż obok niej. Nogi do góry i całe mają być wzdłuż ściany - polecił i odwrócił się.
Zrobiłam jak kazał i chwilę później byłam już pod ścianą, spoglądając na sufit. Cała jego powierzchnia była pokryta malowidłami, które przedstawiały sceny z przeszłości. Przeżyłam niemały szok widząc tam ludzi. Nie byle jakich ludzi. Wszyscy byli przebici palami. Opuściłam nogi i uklęknęłam. Poczułam ucisk w tyle głowy i syknęłam cicho; zamknęłam oczy chcąc odgonić nagły ból.
- Clarissa? - Głos Craiga dochodził do mnie jakby z oddali, chociaż wiedziałam, że był niecałe trzy metry ode mnie.
Poczułam, że moje nogi zdrętwiały, a następnie nie miałam w ogóle w nich czucia. Ze strachu głos ugrzązł mi w gardle i nie byłam w stanie wypowiedzieć niczego. Poczułam jak ktoś łapie mnie za podbródek. Nie miałam tych głupich wizji - czy jak to nazwać – od czterech dni i teraz musiały sobie wrócić? Lepszej pory nie miały? I wtedy nadeszła ciemność.

Dym palącego się siana, okrzyki ludzi i płacz kobiet sprawiały, że moja głowa pękała. Stałam oparta o kogoś z zamkniętymi oczami i trzymałam się go by nie upaść.
- Te rog, nu!* - zaczęłam krzyczeć pomimo tego, że nie wiedziałam co to znaczy. Czułam gorycz, ból i obezwładniające cierpienie.
Opadłam na kolana i ze łzami płynącymi po policzkach otworzyłam oczy. Dwoje mężczyzn ciągnęło trzeciego, który ze spuszczoną głową pozwalał na to, nie szarpiąc się, ani nie próbując walczyć. Podniósł lekko głowę i dostrzegłam piękne jasne oczy wpatrujące się we mnie ze smutkiem, współczuciem. Jego wzrok był przepraszający. Nie wiem co mi zrobił, ale było mu przykro, naprawdę przykro.
Patrzyłam bezradnie jak zabierają go i wsadzają do jednej z dość sporych klatek.
- Ladul te va consuma!** - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
Usłyszałam w odpowiedzi tylko śmiech dwójki mężczyzn, a zaraz potem ruszyli nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Poczułam jak złość mnie rozsadza, a wszystkie kumulowane uczucia nagle wybuchają we mnie. Chciałam ich zabić. Naprawdę tego teraz chciałam.

Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza otwierając oczy. Craig położył mi dłoń na tchawicy, każąc się uspokoić i nie wykonywać gwałtownych ruchów. Zrobiłam jak kazał i leżałam dalej na materacu.
Z niepokojem rozglądałam się dookoła szukając czegokolwiek co było związane z tym co widziałam przed obudzeniem się. Jakieś pochodnie, piach na ziemi. Odetchnęłam z ulgą nic takiego nie zauważając.
W pomieszczeniu była jeszcze Diana. Z bladą twarzą, rozczochranymi, blond włosami i lekkim obłędem w oczach, stała nade mną i patrzyła z przestrachem na to jak się budzę.
- Clarisso? Wszystko w porządku? - zapytała odgarniając swoje włosy za ucho. - Czy coś cię boli?
- Nie. - Poczułam palący ból gardła i urwałam. Zimny dreszcz przeszedł po moich plecach, kiedy spojrzałam w jej oczy. Były identyczne jak oczy tamtego mężczyzny. - Długo byłam... nieprzytomna?
- Niecałe półtorej godziny - powiedział Craig, mierząc mi puls i sprawdzając go z zegarkiem. - Jest w porządku. Sądzę, że jutro odpuścimy sobie trening.*
Kiwnęłam głową i spojrzałam ponownie w sufit. Bolała mnie głowa i trochę gardło, ale nic poza tym. Craig wyszedł, zostałam sama z Dianą.
- Jeśli mam wam pomóc... - Usiadłam na materacu i popatrzyłam w jej stronę; zainteresowana uniosła głowę i wbiła we mnie spojrzenie. - To chcę porozmawiać z twoim bratem. Dzisiaj.
- Clarisso wiem, że jesteś zdenerwowana i lekko wystraszona tą całą sytuacją, ale sądziłam, że już się...
- Diano! Od początku pobytu tutaj mam koszmary rodem z XV wieku! Widzę ludzi, krajobrazy i mówię w jakimś dziwnym języku! To nie jest normalne! - krzyknęłam pod wpływem złości i zerwałam się z miejsca.
Spięła się i zamrugała szybko, patrząc prosto na mnie. Jej wzrok nie wywołał u mnie żadnych pozytywnych odczuć, czułam się niekomfortowo kiedy patrzyła tak na mnie. Mimo to nie przerwałam kontaktu wzrokowego.
- Richard obecnie jest zajęty. Wątpię by miał czas na sen, a co dopiero na rozmowę. Wiem, że chcesz się wszystkiego dowiedzieć, ale ja również mogę odpowiedzieć na twoje pytania. Ta sprawa jest naszą wspólną.
- Wolałabym jednak porozmawiać z twoim BRATEM. - podkreśliłam, krzyżując ręce na piersi.
Westchnęła zrezygnowana i popatrzyła w bok. Ta cała sprawa zaczynała się robić bardziej zagmatwana niż jakaś brazylijska telenowela. Na moje barki złożono coś czego nie jestem w stanie udźwignąć.
- Nie ja... - Przeczesałam dłonią włosy i podparłam się drugą o biodro. - Nie mogę tak Diano. Chciałam pomóc, bo sądziłam, że to coś łatwego i coś co będę umiała zrobić, ale nie wiem o co chodzi, nie wiem dla kogo to robię, nie wiem jak długo będzie to trwało. Ja praktycznie nic nie wiem. - Prychnęłam.
- Clarisso proszę byś zaczekała chociaż do końca tego dnia. Później sama odwiozę cię na lotnisko i wykupię bilet do Baltimore.
- Bilet? Powrót do Stanów? Gdzie my jesteśmy?
Oczywiście ja, Clarissa Jequin jestem na tyle głupia by nie zapytać od razu o obecne miejsce mojego pobytu, tylko dopiero po niecałym tygodniu podpytać o to. Czy mój mózg wziął sobie wakacje i zapomniał mnie o tym łaskawie poinformować?!
- Jak to gdzie? W domu mojego brata. W Rumunii.
- Że gdzie?! - krzyknęłam. - Mówiłaś, że za Nowym Jorkiem, a nie w jakiejś cholernej Rumunii!
Tak. Mogę oficjalnie stwierdzić, że jestem pełnoetatową idiotką i debilką. Jestem po prostu głupsza niż ustawa przewiduje.
Właściwym byłoby stwierdzenie, że się tego nie spodziewałam. Tak to by było właściwe. Ale na Boga! Jak można coś takiego powiedzieć tak spokojnie?
- Rozumiem, że jesteś zaskoczona naszym miejscem pobytu, ale musieliśmy znaleźć się tutaj. Z tego co pamiętam nie wychodziłaś jeszcze na świeże powietrze. Może czas to wreszcie zrobić. O tej porze Rumunia ukazuje wszystkie swoje uroki.
Wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą. Co prawda uwielbiałam podróżować i zawsze gdy była jakaś szansa na wyrwanie się z domu to byłam pierwszą chętną. Rumunia była jednym z krajów w Europie, których nie udało mi się zwiedzić. Co prawda byłam w krajach pobocznych jak Austria i Węgry, ale Rumunia pozostała dla mnie tajemnicą, którą szczerze chciałam zobaczyć.
Prawdziwy paradoks. Chciałam znaleźć się już w domu, ale z drugiej strony tak bardzo chciałam zobaczyć nowe miejsca. Pierwszy raz tak miałam.
- Clare? Czy wszystko w porządku?
- Tak - powiedziałam nadal będąc daleko myślami. Po chwili ocknęłam się i spojrzałam przepraszająco na Craiga. - Tak wszystko w porządku. Musiałam coś przemyśleć i odcięłam się od świata. Przepraszam.
- Przemyśleć? Diana powiedziała ci gdzie jesteśmy. - Nie do końca wiem, czy to było pytanie czy stwierdzenie, ale kiwnęłam głową, zgadzając się. - Wiedziałem.
- Nie denerwuj się - zażartowałam widząc jego minę. - Mogłam na początku zapytać gdzie jesteśmy. Nie zrobiłam tego, moja wina, nie ich.
Uśmiechnął się kącikiem ust i kiwnął głową. Zaraz potem skierował spojrzenie na okno, które było za mną. Odwróciłam się i ze zdziwieniem zauważyłam, że pod dom podjeżdża samochód.
- Chciałaś Richarda Sweya - szepnął cicho. - To dostałaś Richarda Sweya - powiedział odwracając się w moją stronę i niemal natychmiast wyszedł.
- Co...?
Słyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają. Skóra zaczęła mnie palić, a w gardle poczułam suchość. Próbowałam złapać powietrze, ale marnie mi to wychodziło. Zamknęłam oczy i wszystko ustało jak ręką odjął.
Zaczynam mieć poważne podejrzenia co do tego całego domu. Nie wiem co się tutaj wyrabia, ale jest to dziwne, niepokojące i przerażające.
- Panno Jeqiun?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam intensywnie czarne oczy. Otworzyłam lekko usta i pokój zaczął się rozmywać stając się innym miejscem.
Wszystko było wyrwane rodem z XV wieku. Spojrzałam na stojącego naprzeciw mnie mężczyznę i miałam ochotę się popłakać. Czułam jakbym odzyskała kogoś, kogo straciłam.
- Dobrze się czujesz?
Wszystko zniknęło, a ja znów stałam w domu Sweya. Stałam naprzeciw niego i przypatrywałam mu się z nieukrywaną ciekawością.
- Proszę wybaczyć. Clarissa Jeqiun.

- Richard Swey. Miło mi wreszcie panią poznać panno Jeqiun.


*rumuński - Proszę nie!
**rumuński - Niech was piekło pochłonie!